Bieszczadzko Lwowska Eskapada Klubu Miłośników Syren i Warszaw
Tydzień jazdy, setki kilometrów tras, kilkanaście awarii, nowe przyjaźnie i wspaniała przygoda. Tak najkrócej opisać można IX Europejski Rajd Syren i Warszaw, który na przełomie kwietnia i maja wyruszył z wielkopolskiej Nekli do ukraińskiego Lwowa. Na trasę rajdu w tym roku wyruszyło 26 załóg z całej Polski, a także Niemiec i Norwegii.
O świcie 29 kwietnia śpiącą jeszcze Neklę obudził warkot kilkudziesięciu zabytkowych samochodów uczestników Rajdu. Pożegnani przez Rodziny, znajomych, Burmistrza Nekli Karola Balickiego i pobłogosławieni przez mającego benzynę we krwi księdza motocyklistę Edmunda „Edę” Jaworskiego ruszyliśmy w Bieszczady. 600 km. trasy po bocznych polskich drogach potrafi dać w kość kierowcy nawet nowoczesnego auta. „Luksusową” niegdyś Warszawą – to już duży wysiłek. Ale dla załóg dwusuwowo „pierdzących” i „pachnących” spalinami z mixolem Syrenek – to ekstremalne wyzwanie. Pierwszy etap trasy z postojem i wizytą na Jasnej Górze w Częstochowie przeszedł spokojnie. Tam na parkingu do rajdu dołączyły załogi z Łodzi i Warszawy, już po pierwszych polowych remontach prądnicy. Później do tego doszły problemy z chłodzeniem załadowanej całą czteroosobową rodziną Syrenki spod Środy Wlkp. W końcu jako pierwsza z rajdowych maszyn Syrena 105 trafiła na lawetę, załoga do kilku innych samochodów a jej niewiadowska przyczepka towarowa na hak życzliwej Warszawy. Po 18 godzinach wyprawy zmęczeni dojechaliśmy do bieszczadzkiej bazy rajdu w Polańczyku nad Soliną.
Następne trzy dni to górskie „etapy specjalne”. Już w komplecie bo naprawiona rankiem czerwona Syrenka dzielnie w nich uczestniczyła. Mała i fragmenty dużej pętli bieszczadzkiej. Grzejące się na podjazdach silniki i na zjazdach hamulce. Kilka ich usterek udało się naprawić na poczekaniu a nagrodą były przepiękne widoki i odwiedziny wspaniałych miejsc jak Komańcza, Sanok, malownicze ruiny klasztoru w Zagórzu, bieszczadzkie cerkwie czy przejażdżka ciągniętą przez zabytkowy parowóz bieszczadzką leśną wąskotorówką. Z jej przystanku pieszo przeszliśmy na słowacką stronę, dodając jeden kraj do tegorocznej wyprawyJ
3 maja to wyprawa w stronę Ukrainy. Nieco obaw rozwianych przez sprawne przekroczenie granicy i powitanie przez znanego dotychczas tylko przez Facebooka i telefon Semena Bandrowskiego, wiceprezesa lwowskiego klubu „ZAZ Kozak”. Sprawnie pilotował on całą kolumnę do lwowskiego hotelu, a wieczorem razem z kolegami z klubu odwiedził nas z kilkoma zabytkowymi autami. Wśród nich był też oczywiście produkowany na Ukrainie Zaporożec. Absolutnie nieznany w Polsce bardzo sympatyczny malutki „gorbatyj” – czyli ZAZ 965 – podobny nieco do starego fiacika 600. Tak jak w Polsce Syrena, Zaporożec w dawnym Związku Radzieckim był najtańszym, nieco prymitywnym samochodem, dostępnym dla zwykłych ludzi, a nie tylko partyjnej wierchuszki. Zakończone późnym wieczorem spotkanie dwóch klubów pokazało, ze miłość do zabytkowej motoryzacji nie zna granic a obie strony zadeklarowały chęć kolejnych spotkań. Tym bardziej, że „ZAZ Kozak” reaktywował legendarne „Leopolis Grand Prix”. W przedwojennym, jeszcze polskim Lwowie był to wyścig najwyższej klasy, ówczesnej Formuły 1, z udziałem największych mistrzów światowego automobilizmu. Dziś to największy na Ukrainie, międzynarodowy festiwal z wyścigiem zabytkowych samochodów z całej Europy. I fajnie byłoby zobaczyć kiedyś na trasie o górskim charakterze, prowadzonej lwowskimi, brukowanymi ulicami załogi Klubu Miłośników Syren i Warszaw.
Dwa dni we Lwowie to też oczywiście turystyczny program zwiedzania przepięknego miasta o bogatej historii i wspaniałych zabytkach. Wzruszające chwile kwaterze Orląt Lwowskich i całym Cmentarzu Łyczakowskim. Oraz nocna wyprawa Syren i Warszaw do centrum miasta z fotografią pod pomnikiem Adama Mickiewicza.
Piątek, 5 maja to już niestety powrót. Znów odprowadzeni przez kolegów z „ZAZ Kozak” jedziemy w stronę granicy. Niestety z kilkugodzinnym oczekiwaniem w kolejce. „Korek” to niestety efekt bardzo drobiazgowych kontroli po polskiej stronie granicy. Już na przejściu ukraińskie służby szybko i sprawnie odprawiły cała naszą kolumnę. Po polskiej stronie kilka załóg na granicy straciło kolejne godziny. Wiadomo przecież, że rodzina z dwójką dzieci na pewno zabytkową Warszawą czy Syreną pojechała na Ukrainę w rajdzie kilkudziesięciu samochodów po tańsze papierosy. J A chęć rozkręcenia całego samochodu ostudziła opinia o zabytkowym aucie pod ochroną konserwatora zabytków… Cała wyprawa opóźniona o kilka godzin do celu pod Skarżyskiem-Kamienną dotarła wykończona, w ulewnym deszczu bardzo późnym wieczorem. Jedynym „plusem” kilku godzin na granicy był początek remontu układu rozrządu silnika „Wandy” czyli Warszawy załogi z Unisławia w kujawsko-pomorskiem. Rozebrany silnik udało się wspólnymi siłami kilku załóg złożyć o drugiej w nocy… Równocześnie zresztą nocą naprawiane były dwie Syreny w których szwankowały gaźniki i pompy paliwa a także napęd wycieraczek w kolejnej, który zastrajkował w ulewnym deszczu i opóźnił o kolejną godzinę przyjazd załogi z Mogilna. Ten odcinek to również dramatyczne chwile dla załogi jednej z syren. Po wystrzale opony zestaw Syrena plus przyczepa „zaliczył” piruet na mokrej drodze. Cudem obyło się bez wypadku…
W sobotni poranek znów wszystkie załogi wystartowały na własnych kołach do ostatniego odcinka rajdu. Po muzeum Orła Białego w Skarżysku Kamiennej z bogatym zbiorem mundurów, broni i pojazdów militarnych nasza kolumna odwiedziła muzeum hutnictwa w Chlewiskach. XIX wieczna huta żelaza sama w sobie jest wspaniałym zabytkiem, ale od kilku lat jest też przystanią dla motoryzacyjnych zbiorów warszawskiego Muzeum Techniki. Prototypy pierwszej Syreny, i modele które nigdy nie weszły do produkcji , jak hatchback Syreny 110 z lat sześćdziesiątych, Warszawy 210, Beskida, Warsa czy terenowego fiata 125 kombi i kolekcja motocykli z wszystkimi modelami legendarnego Sokoła każdego miłośnika motoryzacji przyprawia o szybsze bicie serca. Tym bardziej, ze przy finansowych kłopotach Muzeum Techniki los bezcennej kolekcji jest niepewny…
Z kilkoma naprawami na trasie ostatniego etapu, wieczorem 6 maja, po tygodniowej wyprawie i przejechanych prawie dwóch tysiącach kilometrów IX Międzynarodowy Rajd Syren i Warszaw dojechał na metę. Powitany przez rodziny, mieszkańców Nekli ale też miłośników motoryzacji, którzy specjalnie przyjechali z miejscowości oddalonych nawet o ponad sto kilometrów. Oprócz oficjalnych nagród kila załóg które usterki wcześniej zatrzymały w trasie dołączyło do mniej oficjalnego „Ekskluzywnego Klubu Laweciarzy” który z każdym rajdem zdobywa nowych członkówJ Bogatsi o kolejne doświadczenia, odwiedzone miejsca, państwa i kolejne przyjaźnie na razie nieco odpoczniemy, by później wyruszyć na krótsze wakacyjne trasy i zacząć myśleć o jubileuszowym X rajdzie, który Miłośników Syren i Warszaw czeka już za dwa lata…
Mikołaj Żuławski, KMSiW